Podkowa, stara willa i wiewiórki… czyli o historii i teraźniejszości podkowiańskiego liceum.
Nie, to nie przypadek, że tytuł kojarzy się z pierwszym tomem opowieści narnijskich Lewisa, bowiem wejście do naszej szkoły, to jakby wejście do innego świata.
Zbudowaliśmy go w 1990 r., w czasach, o których nasi aktualni uczniowie wiedzą już tylko z przekazów swoich rodziców. Było siermiężnie, szaro i mieliśmy ogromną potrzebę stworzenia szkoły innej, ciekawej, do której wszyscy – nauczyciele, uczniowie i ich rodzice przychodziliby z przyjemnością.
Wybór miejsca nie był przypadkowy – Podkowa Leśna, to wspaniały ogród-miasto z bogatymi tradycjami. Następnym krokiem było zdobycie starej willi zbudowanej w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Jest niepowtarzalna, choć może niezbyt przestronna, i w niczym nie przypomina zwykłych budynków szkolnych. O wiewiórki nie musieliśmy się starać, bowiem od wczesnej wiosny do późnej jesieni radośnie skaczą po drzewach otaczających naszą zacną siedzibę, ale właściwie to nic dziwnego, przecież szkoła jest położona przy ulicy Wiewiórek.
To był początek naszych działań . Najważniejszym zadaniem stało się zaproszenie do pracy bardzo dobrych nauczycieli. Zaczynaliśmy tzn. Wojciech Skowron (fizyk) i ja (polonistka), niżej podpisana, z grupą zapaleńców, którzy nigdy (oprócz nas dwojga) nie pracowali w szkole. Byli wśród nich głównie pracownicy naukowi różnych instytutów i wyższych uczelni: Joanna Jabłońska (biolog), Anna Duszyńska (anglistka), Maria Wichrowska (historyk), Marek Wichrowski (filozof), Zbigniew Lewandowski (matematyk), Danuta Radzikowska (chemia) oraz pracująca do dziś Ewa Śnieżek (geograf). Współpracowała z nami jeszcze Alicja Krzanowska (rusycystka) ówczesna dyrektor publicznej szkoły podstawowej w Podkowie Leśnej, która teraz zajmuje się uchodźcami. Spotykaliśmy się w prywatnym domu Pani Zofii Broniek (artysty grafika) w Podkowie Leśnej i tam toczyliśmy długie dysputy nad kształtem naszej przyszłej placówki oświatowej.
Razem z pierwszym naborem entuzjastycznie nastawionych młodych ludzi, którzy (podobnie do nas) nie mieli ochoty na kontakt z państwowym szkolnictwem, rozpoczęliśmy prace przy odnawianiu naszej willi. Malowaliśmy, przybijaliśmy, zdobywaliśmy ławki i inne sprzęty. Pomagali nam rodzice przyszłych uczniów naszego liceum.
Przeżywaliśmy różne rozterki, kształtowaliśmy nasze podejście do nauki i jeździliśmy na wyprawy. Naszą pierwszą zagraniczną podróżą była wycieczka do Paryża. Jechaliśmy rozklekotanym autokarem, ale ta wyprawę wspominamy do dziś. Kolejny wyjazd był do Wiednia. Towarzyszyła nam ówczesna nauczycielka historii sztuki Hanna Wróblewska (dziś vice dyrektor galerii malarskiej Zachęta). Fantastyczna podróż, z której pamiętam piękne secesyjne kamienice i Kunsthistorisches Museum, przed którym wdzięcznie pluskała fontanna, a w niej moczyły nogi dwie Panie Wróblewskie, wspomniana wcześniej Hanna i Beata (polonistka).
Sielankowy nastrój nauki przerwały, niegroźne spory toczone przez chemiczkę (Danusię), która chciała nauczyć wszystkich i szalonego matematyka (Zbyszka) zdecydowanego uczyć jedynie geniuszy, a tych słabszych pozostawić w spokoju. Między nami byli tacy, którzy na zajęciach przeprowadzali sekcję zwłok myszy, nie bacząc na omdlenia i zasłabnięcia uczestników lekcji (Joanna- biolog)… i tacy jak (Marysia – historyk), którzy aby nie skrzywdzić żadnego z naszych wychowanków, stawiali 2 z trzema minusami. Widząc to często biadoliłam i pytałam Marysię, jaką ocenę na koniec roku w związku z tymi minusami ma zamiar postawić. Ale było to pytanie bez odpowiedzi… Stopniowo dołączali do naszego grona inni pedagodzy. Krystyna Gadomska początkowo zapoznawała uczniów z tajnikami genetyki, teraz bardzo skuteczne przygotowuje do matury z biologii. Anię Duszyńską wspomagał Amerykanin Stephen Browning. J. Słowinska-Noga uczyła języka niemieckiego, Anna Kuhn języka francuskiego, a Czarek Grzelak zdobywał z naszymi podopiecznymi puchary w różnych dyscyplinach sportu. W 1994 r. pojawili się wśród nas nowi nauczyciele: Radek Motrenko, który pomagał budować anglistyczny warsztat, pisał piękne listy pożegnalne do absolwentów i czasami wspinał się na dach naszego budynku, aby oczyścić zatkane rynny. Stanisław Celjowski starał się, by uczniowie nie cierpieli z powodu fizyki. A historię kolejno prowadziło w naszym liceum bardzo znamienite grono: Martyna i Marek Deszczyńscy (pracownicy naukowi UW), Lidia Łysoniewska i Alicja Jankowska. Na zajęcia wiedzy o teatrze przychodził ówczesny dyrektor MOK-u Piotr Mitzner.
Kiedy dobrnęliśmy do pierwszej studniówki i matury (rocznik 1992/93), emocjonowaliśmy się bardzo i niezmiernie nas ucieszyło nie tylko zdanie egzaminu przez wszystkich, ale również nagroda w konkursie na najlepszą pracę maturalną z języka polskiego. Otrzymała ją Anna Gren z rąk prezydenta Warszawy. To właśnie z tą klasą wiąże się tradycja pisania, w kupowanych przez szkołę książkach na zakończenie roku, indywidualnych dedykacji przeznaczonych tylko dla obdarowanego absolwenta. Do dziś ją kultywujemy.
Dzięki naszym uczniom, którzy mają różne ciekawe pomysły, szkoła budowała inne tradycje. Pierwsza z nich to uroczyste Wigilie. Zaczęła organizować je (wspomniana wcześniej) najstarsza klasa, której wówczas byłam wychowawczynią. Uczniowie wykonywali piękne dekoracje, śpiewali i grali kolędy, przebierali się za anioły, przygotowywali przedstawienia. Zapraszaliśmy gości, przychodzili też rodzice. Pamiętam, że jedna z klas upiekła kilkaset pierników i zawiesiła nimi cały sufit, ozdobiony wcześniej gałęziami świerkowymi. Z kolei podopieczni Agnieszki Pokropek (romanistki ) wystawili muminkowe jasełka zmagając się z zawieją i zamiecią śnieżną.
Inna klasa, Beaty Wróblewskiej rok maturalny: 1994/95, rozpoczęła fantastyczną tradycję tematycznych studniówek. Tej pierwszej głównym motywem była podróż. Na korytarzach, w salach stały kufry, walizy, wisiały ubrania przygotowane do spakowania. Potem na studniówkach bawiliśmy się: w barokowych klimatach; różnych porach roku; w niebie, na ziemi i w piekle; w leśniczówce, w epoce fin de siècle, na zamku u Darkuli, na festiwalu filmowym, w rytmie rock’n’rola… To zupełnie niezwykłe zjawisko! Przebieramy się, wyciągamy często skrzętnie przechowywane kostiumy; suknię babci, etolę matki czy frak dziadka… i na jeden wieczór szkoła i ludzie zmieniają swój wygląd.
Jeszcze jedna wspaniała tradycja wiąże się z klasą Marka Wichrowskiego rocznik 1995/96. To uroczyste pożegnania klas maturalnych przez młodszy rocznik. Pamiętam, jak zaskoczyli nas wspaniałym wystawieniem sztuki Witkacego „W małym dworku”. Wszyscy byliśmy oczarowani ich popisem. Natomiast klasie Hanny Nowak (anglistka i germanistka) rocznik 1996/97 zawdzięczamy pierwszą wystawę Psów Kochanych, którą wymyślili i zorganizowali. A teraz każda pierwsza klasa przeprowadza ją co roku i możemy z upodobaniem obserwować jak duzi i mali przyprowadzają swoich podopiecznych i z dumą przypinają im startowe numery.
Od kilku lat pracujemy w stałym gronie. To niezwykli ludzie, którzy zawsze chętnie podejmują różne działania. Nasze wyobrażenie o szkole i nauce uległo transformacji. Dzisiaj matura jest równocześnie egzaminem na studia, zmienił się sposób nauczania. Staramy się nadążać za kolejnymi zmianami, choć to nie jest łatwe i często pozostaje w sprzeczności z naszymi poglądami. Teraz nie tyle spieramy się, co wspólnie zastanawiamy, jak spowodować, by coś zostało w głowach naszych uczniów. Anna Cichocka (matematyka), co roku modyfikuje sposób pracy. Przynosi, w nieodłącznym koszyczku, tony kserówek i ciągle coś sprawdza, coś zadaje. Ostatnio wykonała serię zdjęć swojej klasy, a następnie poukładała je i przykleiła na planszy tylko po to, żeby zrozumieli permutacje!… Żaneta Michalska (biologia) stara się przygotować młodzież do świadomego podejmowania decyzji związanych z życiem uczuciowym, rodziną. Paweł Włoczewski (historia) wykorzystuje najnowsze osiągnięcia techniki, by zilustrować zajęcia, dzielnie, co miesiąc jeździ z uczniami na dodatkowe wykłady. Angliści: Ula Duda i Hania Biernacka zabierają młodzież na spektakle w języku angielskim. Beata Majewska (hiszpański) zaprasza uczniów do latynoskich restauracji . Ewa Śnieżek (geografia) przeprowadza konkursy i quizy przedmiotowe, pisze nawet wiersze o własnym zmaganiu z nauczaniem(!). Beata Wróblewska (polinistka) pokazuje młodym ludziom ambitne kino. Agnieszka Pokropek (romanistka) przynosi różne nagrania i domaga się zakupu francuskich filmów. Sebastian Szczepański (informatyk) rozpoczął wydawanie szkolnego periodyku „Wiewióry”, do którego piszą artykuły uczniowie i pedagodzy. Stanisława Przybyszewska-Czaj (fizyka) z entuzjazmem wykonuje ćwiczenia obrazujące ruch, indukcję, zjawiska optyczne… A Grzegorz Turek zaleca czasem pisanie chemicznych bajek. Najgorzej mają wuefiści (Nina Diuve), muszą się tułać po wynajmowanych salach, namawiać uczniów do pływania. Przysposobienie Obronne niegdyś przeprowadzał komandor A. Leśniewicz. Młodzież strzelała, rysowała mapy, uczestniczyła w biegach na orientację… Teraz prowadzi je Adam Acher i dzięki niemu nasi uczniowie wiedzą, jak założyć opatrunek czy udzielić pomocy poszkodowanym w wypadku komunikacyjnym.
Muszę jeszcze wspomnieć o sekretariacie. To bardzo ważne miejsce w naszej społeczności. Do niedawna pracowała tam Ula Kowalska i została zapamiętana jako nieugięta strażniczka szkolnej biblioteki. Do anegdot przeszedł już fakt, że włączyła do księgozbioru prywatny album o kulturze romantyzmu Beaty Wróblewskiej. Właścicielka była bardzo zdziwiona… Teraz podniebne królestwo rozświetla Ania Jarco. Dodaje nam otuchy swoim uśmiechem i łakociami, które z różnych okazji przynosi i rozdaje w sekretariacie. Kiedy zbliża się Wigilia Ania wiesza pierniki i każdy może posilić się w biegu miedzy zajęciami.
Pracują tu znakomici pedagodzy, a uczniowie w klasie pierwszej mogą sami stworzyć swój profil nauki. Myślę, że wyróżnia nas jeszcze coś. To „coś”, to sztuka. Po 20 latach możemy powiedzieć, że co roku, jedna bądź kilka osób (a przecież w klasach mamy po 15 uczniów) dostaje się na: malarstwo, grafikę, konserwację, architekturę, historię sztuki, architekturę krajobrazu i inne pokrewne wydziały. Historię sztuki prowadziło wielu świetnych wykładowców: Joanna Kusek, Hanna Wróblewska, Iwona Luba, Teresa Śmiechowska. Najwięcej jednak zawdzięczmy dwóm wybitnym pedagogom. Niezmordowanej, nieustannie modyfikującej swój warsztat pracy Annie Ziembie (historia sztuki) i Jakubowi Cwieczkowskiemu (plastyka), dzięki któremu szkoła pełna jest pięknych prac naszych uczniów.
To już wszystko o naszej szkole…. Pozostaje mi tylko dodać, że zawsze cieszymy się, kiedy odwiedzają nas absolwenci czy ich rodzice lub nasi dawni współpracownicy – mamy wspólnie co wspominać.
Izabella Olędzka- Kaźmierczyk